Ciężko byłoby przebić genialny "The Lords of Salem", ale liczyłem przynajmniej na bardzo dobry horror, do jakich zdążył przyzwyczaić widzów Rob Zombie (może za wyjątkiem niezbyt udanych moim zdaniem remake'ów Halloween). Niestety z żalem muszę przyznać że film jest słaby. Pod względem fabuły "31" przypomina horrorową wersję "Uciekiniera" ze Schwarzeneggerem. Tutaj tak samo grupka bohaterów zostaje wplątana w chorą grę z której jeden po drugim są eliminowani przez rządnych krwi maniaków. Niestety chyba nie udało się zebrać wystarczającego budżetu na pełne zrealizowanie wizji Roba bo prawie cała akcja toczy się w jakiejś opuszczonej fabryce. Zdjęcia są ciemne (poza początkiem i końcem, które rozgrywają się w pustynno-drogowej scenerii), montaż momentami tak rwany ,że można dostać oczopląsu, a gore tu zaskakująco niewiele. Autentycznie już starszy o kilkanaście lat "House of 1000 Corpses" zrobił na mnie o wiele większe wrażenie. Tam był Kapitan Spaulding, był szalony Bill Moseley i jego człowiek-ryba no i oczywiście genialnie zrobiony Dr. Satan. Tutaj mamy kilkoro niby pojechanych antybohaterów, którzy jednak są tacy... zupełnie nijacy (w dodatku noszą kretyńskie ksywki). Jedynie Doom-head daje radę, choć mogli go uzbroić w coś bardziej spektakularnego niż dwa scyzoryki. Niestety "31" to dla mnie regres w porównaniu do ostatnich filmów Roba i mam nadzieję że to tylko mała zadyszka a nie początek końca tego utalentowanego względem kina grozy faceta.